środa, 21 grudnia 2011

Kolejki jak za komuny

Trzy lata czekania, miliony dolarów wydane na projekt, rzesze utęsknionych dusz, wielkie nadzieje i marketing podgrzewający atmosferę do temperatury wrzenia. Od 20 grudnia EA otworzyło dostęp wszystkim graczom do swoich serwerów. Wbrew oczekiwaniom szturmu na sklepy nie było. Grubo ponad milion graczy zaopatrzyło się w grę jeszcze przed premierą. Wszyscy chcieli być gotowi na dzień D. Ile osób tego dnia nie poszło do szkoły / pracy? Ile fałszywych L4 wpłynęło do pracodawców?

Entuzjazm i podniecenie zaraz opadł. Po zalogowaniu się tysiące graczy utknęło... w kolejkach. Frustracja poczęła rosnąć, wydali po 200 zł za produkt żeby czekać, w ekstremalnych przypadkach kilka godzin. Pechowcy zaliczali disconnecty (przerwanie połączenia w czasie gry) i ponownie wpadali do wydłużającej się kolejki. Sprytniejsi logowali się we wczesnych godzinach rannych albo w środku nocy. Uczciwie pracujący... grzęźli w popołudniowych korkach.

Posypały się zażalenia, polały się łzy. Wśród internetowej społeczności zawrzało, a na internetowej stronie producenta pojawiło się lakoniczne wyjaśnienie, że EA dokłada wszelkich starań żeby zapewnić komfort graczom. Prawda jest jednak taka, że nawet gdyby panowie admini stanęli na głowie nie unikną masowej inwazji graczy na swoje serwery. Lokacje startowe wyglądają jak mrowiska, a główne miasta roją się od „gości ze świetlówkami w rękach”. W tym wszystkim aura epickości trochę blednie i wkrada się po troszku absurdu i kiczu.

Z jednej strony zrozumiałe jest to, że taką fazę przechodzi większość gier MMO. Po starcie serwery są przeciążone, a komfort gry jest dyskusyjny. Jednak w tych czasach klient płaci i wymaga. Nie wnikając w techniczne szczegóły nie dziwię się narzekającym. Sprzedając ponad milion preorderów EA mogło się przygotować lepiej na premierę... A to, że u konkurencji było podobnie nie jest dla mnie żadnym wyjaśnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz